List do Zofii – Pośmiertnik (12149 dzień życia)
Miasto na G.
22. 2020r.
Zofio,
Sny i drobne myśli zapisuję w Dzienniku od Ciebie, ale nie ma mowy abyś go czytała. Dopóki chodzę po tym świecie, a mam nadzieje chodzić równo sto lat, razem z Tobą.
To jest „Pośmiertnik” i nie ma w nim miejsca na wyłomy. Powiem więcej, na każdego kto zajrzy do środka Pośmiertnika za życia autora i bez jego wiedzy, zaraz spada okrutna i dożywotnia klątwa. Posyłam Ci szkic okładki, idzie tak:
**Dziennik typu:**
Pośmertnik.
Końcownik.
Ostatecznik.
Śmiertelnik.
Wyhuśtajnik.
Krańcownik.
Wikidajnik.
Wiekuistnik.
Pośmiertnik!
Niepoprawne otwarcie = klątwa.
[A na samym dole jak zawsze ładnie się podpiszę:]
/Adam DeLoewe.
Zofio, siły wyższe, tego dziennika czytać nie wolno, tutaj nic nie zrobimy.
Ale mogę Ci za to obiecać, że od dziś na zawsze, czasem coś dla Ciebie przepiszę. Sen albo myśl. Coś lekkiego, zgoda?
Wczoraj śniłem, że obudziłem się w przyszłości, w której na całym świecie panuje godzina policyjna. Obudziłem się w obcym mieście, zimnym i mokrym (lał deszcz), w którym na wszystkich budynkach na wysokości wzroku widniał napis: „Od wczesnego wieczora – wszyscy w domach!”. Wyobrażasz sobie? A ja raz – śniłem, że wracam wcięty, a dwa – było sporo po dwudziestej trzeciej…
Nie wiem, gdzie jestem. Nie mam dokumentów. Nic nie wiem, a świat tak zachęcający, że ledwie wyszedłem z uliczki i ciach, od razu w łapy stróżów prawa. Skopany i wypałowany trafiam do paki. Ot tak, nikt o nic nie pyta. Co ciekawe, przez cały czas mam przy sobie telefon, który nie działa, a jedynie w kółko wyświetla: „Trwa polaryzacja, proszę czekać. Trwa polaryzacja…” i nic więcej.
Nagle przychodzą w kilku i jeden mówi: „kara śmierci, zaraz masz zastrzyk”, a ja nie wiem, gdzie jestem, kim oni są, ani czego ode mnie chcą (wtedy już lekko zdenerwowany, ale przecież to tylko sen, nazbyt realny, ale nadal tylko sen, nic złego nie powinno się zdarzyć…) pytam: „Co się dzieje!? Czego ode mnie chcecie? Ja nic…”. Obudziłem się w tym świecie dwie godziny temu, a ci od razu – sąd jak u Kafki, tyle że ekspresowy, nie trzeba chodzić od pokoju do pokoju. Wtedy poziom strachu przełączył sen w koszmar. Dlaczego nikt o nic nie pyta? „Dlaczego mnie skopaliście?” – krzyczę wreszcie, a tamci się śmieją. Potem otwierają wielkie wrota, wchodzą po mnie i drugi mówi: „Chodź, zobaczysz, nie ma bólu”. Ale skąd realność? Wszystko namacalne jak… Coś jest nie tak! Zaczynam się wić ze strachu, szarpię na wszystkie strony, krzyczę przerażony: „Zostawcie mnie, uwierzcie, ja nie jestem stąd, obudziłem się w tym świecie dwie godziny temu!”, ale to na nic, wykręcają mi ręce, brakuje mi tchu i już ledwo mówię: „Zostawcie mnie, precz z łapami, skurwysyny!”, bałem się jak nigdy, zacząłem płakać, wrzeszczeć, myśląc coraz szybciej: „To sen, czy się dzieje?! To niemożliwe. Kurwa, co się dzieje?!” Skurczyłem się w sobie, poczułem spaleniznę: „Coś się przypala! Czujecie?”, to musi być sen, krzyczę: „To jest sen! Spierdalajcie ode mnie!” I wtedy skurwysyny wywlekają mnie z celi, czuję ból, realny i prawdziwy, ałaa, ból gumowej pały na plecach, wyję do sufitu, znowu szarpię się z oprychami. Trzeci skurwiel, który do tej pory milczał stojąc z boku, splunął pod nogi i zapytał: „Boisz się? Boisz. To dobrze. Lubię patrzeć, jak się boicie. Zaraz dostaniesz zastrzyk za wszystkie swoje grzechy.” Wtedy znowu odwraca się ten pierwszy: „I znikniesz raz na zawsze”. Wpadam w panikę, wierzgam, kopię, gryzę, krzyczę i płaczę: „Zostawcie mnie, skurwysyny! Żądam jakiejkolwiek odpowiedzi!”, a w sobie myślę, jakbym błagał samego siebie: „To jest sen, to jest sen, to jest sen, to jest sen, to jest sen, to jest sen”, a oni wloką mnie bezsilnego i przerażonego, jak zwierzę po obławie. Metalowe wrota zamykają się z hukiem, a ja się budzę. Tyle. Ostatnie co pamiętam, to mój telefon w rogu celi, rozbity, ale przez cały czas wyświetlał: „Trwa polaryzacja, proszę czekać. Trwa polaryzacja…”
Co myślisz? Tyle na dziś.
Mam dużo pracy, na której bardzo mi zależy.
P.S. Bardzo proszę, nie pisz tą pochyloną czcionką. Nie da się tego czytać. Pisz normalnie, jak wcześniej, sobą.
Twój
— Adam DeLoewe
(W szalonym nastroju.
Pracuje i pracuje, ale
zbroił bym coś…)