List do Zofii – Zawroty (11838 dzień życia)
Miasto na G.
24. 2019r.
Kochana Z,
List z soboty doszedł, ale bardzo krótki, co mi się nie podoba. Pisz jak dawniej. Wszystko i dużo. Niczego nie ukrywaj i nie kombinuj, bo to kiedyś wróci nas zabić, a ja bez Ciebie, tu czy tam, byłbym wielkim nic. List z wtorku dalej idzie, ale czuję, że jest już blisko i ostatecznie drogi nie zgubi.
Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy, czuję napięcie w atmosferze, napięcie między ludźmi, skrzącą elektryczność, jakby coś poważnego zawisło w powietrzu i robiło się coraz cięższe. Czuję się coraz gorzej i właściwie nikt mnie nie odwiedza.
Jednak wczoraj wpadł W., niby na chwilę, a znowu od szklanki do papierosa, od papierosa do szklanki i przez przypadek popiliśmy się okrutnie.
Mam wrażenie, że potrzebował się kulturalnie wyrzygać, ale co z tego? On spał w dużym i chrapał niesamowicie, a ja w małym na materacu i przez całą noc czułem się tak paskudnie, iż myślałem, że lada chwila, już w chwili następnej całego ducha w całości wyzionę:
– zawroty
– łzy
– wymioty
– epopeje
– rozpacze
– śmierci małe i średnie
– prywatne telenowele
– wybałamuszenia sam na sam
– szalony czas.
Ledwo na oczy widziałem, ale w obawie przed śmiercią nagłą i bez pożegnania, konwulsyjną ręką bazgrałem po omacku do Ciebie: jak dziś umrę, to Cię kocham, pamiętaj zawsze, a jak dziś nie umrę, to dopiero zobaczysz. Zrobię przyjęcie na cześć naszego życia! Pieprzyć urodziny czy inne, chce świętować naszą kosmiczną chwilę, która – wbrew temu, co mówią – już nigdy się nie powtórzy. To wszystko jest raz, jedno i na zawsze. Piekła nie ma, ale nieba też. Dlatego impreza na cześć naszych krótkich żyć, które w ramach kosmicznego splątania, wpadły na Się również tu, na ziemi. Pieprzyć imieniny, ja chcę całe życie świętować!
Boże, jak ja nie znoszę pić.
Znowu dreszcze i konwulsje, ale nagłe.
Mała, ja bronię się przed tą trucizną, rękami i nogami, jednak jak już piję, to zawsze poznawczo i dużo, wręcz akademicko, wszystkie zmysły otwieram w myśl zasady, że ciut za dużo, to dla mnie zawsze w sam raz, oraz aby jeszcze bardziej znienawidzić siebie do tej trucizny.
Tam gdzie inni robią krok w tył, tam ja chcę skakać w ciemność, zwiedzać to, co dla oka ludzkiego jest nie vide.
Teraz Ciebie chce zwiedzać, Twoja skórę – chodź, przyjeżdżaj zaraz i natychmiast. Chcę całować. Bardzo chcę Cię całować, ale w takie miejsca, że byś nie pomyślała
:
nadgarstki, szyję, szyję z drugiej strony, ale delikatnie, a przy tym wtaplać łapę w Twoje włosy, wdechnąć je dwa raz i pomyśleć: o cholera, jesteś tu cała i naprawdę. Wreszcie.
Od jutra, jak dojdę do siebie, to jeszcze zapalę do kawy, ale potem rzucam ostatecznie i zamiast palić zbieram siupę na lunetę do nieba, ale taką prawdziwą. Nic nie będę mówił, ale wreszcie Ci pokażę i sama ujrzysz baśń, z której wszyscy pochodzimy. Pokażę Ci gromady galaktyk oraz malutkie, ledwie migocące kolorami konstelacje. Zobaczysz, takie przeżycie całe życie w człowieku jakoś fajnie uspokaja i godzi. Zresztą, zobaczysz Baśń. A jak zobaczysz baśń, to najpierw usiądziesz, a potem na zawsze się we mnie zakochasz.
(dmucham na zimne).
Nie miałem wyjścia i jednak noc przeżyłem.
Pół dnia przeleżałem zmarniały i nic ze sobą nie zrobiłem. Czytać, napisać do Ciebie, nic, kompletnie, ani słowa, tylko fast-foody, jakbym się sam z własnej baśni wypruł i rzucił w surowe i zimne łapy życia.
Dopiero wieczorem jako tako stanąłem na nogi i udało mi się dokończyć list.
W przerwie pisania wyszedłem na ćmika. Słyszałem rozmowę na którymś tam balkonie, chyba dwóch kumpli, o jakiejś kobiecie. Nieładnie o niej mówili. Bardzo brzydko odnosili się też do siebie, a ja nigdy nie pojmę tego poczucia humoru, chociaż kiedyś też je udawałem. Z drugiego bloku słyszałem rozpaczliwy płacz kobiety, młodej chyba. Coś musiało się, bo strasznie płakała, zawodziła. Biedna.
Za każdym z tych okien coś się dzieje, żyją ludzie, niektórzy śpią, inni balują albo myją zęby. A niektórzy umierają z bólu.
Dzisiaj tęsknię po cichu.
Gdzie Ty jesteś?
Byłaś tu?
Spałaś albo?
śniłaś?
Wybacz.
To ja spałem,
ja śniłem,
ja obudziłem się,
jak zwykle
sam.
Twój
— Adam Deloewe.
PS. (czyt. Pilne Spostrzeżenie) : Mała, ja mam intuicję poważną jak diabeł i znam się na ludziach, ale wiesz co? Znowu się upiłem. Nie wiem kiedy! Ale, jeśli on (albo właściwie ktokolwiek, ale w tym wypadku on), jeszcze raz na Ciebie tak spojrzy, jeśli najpierw zmierzy Cię wzrokiem, od góry do dołu, a dopiero potem zapyta co u Ciebie, to wiedz, że ma on doskonałe zadatki do socjopatii. To emocjonalny socjopata. Poważny facet nie mierzy wzrokiem, ani kobiety, ani nikogo, a najpierw w oczy patrzy, aby wiedzieć, czy w ogóle pytać.